Sezon ambrowy uważam za otwarty.
I bardzo udany.
Kiedy bowiem byłam pewna, że po L’Ambre de Carthage nic ambrowszego spotkać mnie nie może, na horyzoncie pojawiła się elegancka czarna koperta z charakterystycznym złotym „K”, a Atelier Cologne puścił do mnie perskie oko.
No dobra. Nie takie pokusy pokonywałam.
I właśnie takim ulegałam…
Postaw obok siebie najpiękniejszy ambrowy zapach, jaki znasz. Popatrz na swój zapach, a potem na Amber Oud by Kilian. Jeszcze raz na swój zapach i na Amber Oud… Szkoda, że nie jest Kilianem.
Dość żartów, sprawa jest poważna, a piorunujący efekt Amber Oud można opisać jednym słowem: benzoes i stosem wykrzykników, które wyjątkowo zamieszczę: !!!
Wreszcie ktoś wysłuchał moich zawodzeń i narzekań, wreszcie ktoś zlitował się nad biedną panną Nishą i dał jej to, czego jej w perfumowym świecie brakowało – idealnego benzoesu. Syjamskiego, choć mój nos był niemal pewien że to odmiana sumatrzańska; ze względu na delikatnie skórzane, słodko-rodzynkowe, kremowe nuty [kocham benzoes].
Ale nie samym benzoesem Amber Oud żyje.
Jego rozwinięcie przypomina mi Cologne pour le Soir MFK [benzoes, znowu, kocham benzoes], ale tylko przez chwilę – A.O. jest bogatszy i zdecydowanie bardziej zmienny. Kiedy łapczywie pochłaniając zapach ze skóry, zaczynam się zastanawiać czy w całym tym morzu benzoesu [kocham benzoes] nie zaczyna się robić zbyt nudno, nagle pojawia się oud. Nie taki, do jakiego przywykłam w perfumach: syntetyczno-tłusty, apteczny czy mdlący – nie. To jest oud-dżentelmen.
Świetnie skrojony, stonowany, z gracją poruszający się między nutami i dyskretnie, acz stanowczo kierujący całą kompozycją. Pojawia się w zasadzie na moment, ale zostawia po sobie lekki rumieniec i zamieszanie w głowie. Taki oud lubię [ale bardziej benzoes].
Więcej pisać nie dam rady, odczuwam niezwykle palącą potrzebę wylania na siebie całej próbki i umierania w poczuciu benzoesowego spełnienia. Państwo wybaczą.
Nuty: oud (żywica agarowa), wanilia, benzoes [kocham benzoes!!!], cedr, korzennik, ambra
Data powstania: 2012
Twórca: Calice Becker
Koncentracja: woda perfumowana
Zdjęcie pochodzi ze strony olfactoriastravels.com
Tags: drzewnie, kadzielnica, le oud
Ciągle zapominam jak się nazywa ten Killianowy Budyniek. Bo z LOVE w nazwie jest kilka i mylą mi się potwornie.
A same Kiliany – jedne pacha na mnie pięknie (Straight To Heaven, Taste of Heaven), inne po chwili gasną i gniją (Back to Black ;(((( ).
A benzoes cudny jest i kropka. :D
To właśnie Love ;]
Prelude to Love to zielona świeżynka, Beyond Love – morze kwiatu pomarańczy, Love and Tears – morze morderczego jaśminu… A Love to cudny kwiatowy kisielek, jaśmin, wanilia, wszystko takie apetyczne, puchate, ale nie przesłodzone.
Kocham benzoes.
Zamiennik za Budyniek Killiana – Douce Amere. Nie mogłam się opanować.
A Ambre Nue jest DRAMATYCZNY.
POMARAŃCZA w nutach. Powiało złem. :D
Szorowałam rękę.
Myślałam, że dramatyczny znaczy dobry. ;)
Ahahaha, nie, zdecydowanie nie; ma w sobie coś womitowego.
Jakby się zastanowić, to całkiem DOSŁOWNA ambra :}