Załóżmy roboczo, że [podobnie jak Muminki] Nisha zapadła w sen zimowy i obudziła się dopiero wiosną…
… żeby od razu popaść w egzystencjonalne zwątpienie, spowodowane rosnącą zawartością perfumowej kolekcji [co nie uwalnia wbrew pozorom od codziennych dylematów pt. „nie mam czym pachnieeeeć”] i również rosnącym poziomem absurdu na świecie. Ale nie o tym miałam.
Wróćmy do szafy.
Perfumowej szafy!
.
.
…
Jak pewnie zauważyliście, miewam różne zapachowe ześwirowania. Lista chciejstw zmienia się jak w kalejdoskopie, choć przeważnie, jak przystało na nosicielkę wirusu mamoniozy, są to rzeczy które już znam i lubię. I oczywiście – mam.
Ale na tej liście są też pozycje od wielu lat niezmienne, w wielu przypadkach nie-do-zdobycia albo zwyczajnie poza moim finansowym zasięgiem. Jednym z takich zapachów był, jak sądziłam, Aedes de Venustas – limitowany l’artisanowy kadzidlak, stworzony dla tytułowego butiku. Naczytałam się o nim, ooo, ileż się naczytałam i ileż to razy brodę ocierałam, bo mi pociekło. Potem w końcu AdV poznałam i oczywiście było jeszcze gorzej.
A teraz, od dwóch dni, mam własny flakon.
Choć w ręce moje wpadł we wtorek koło południa [Escritoro, będę Ci wdzięczna do śmierci!], dopiero przed chwilą zebrałam się na odwagę porwania folii i wyjęcia mojego skarbu z pudełka.
Yup.
Przypomnijcie sobie wszystko, co przeczytaliście o Aedes de Venustas i dodajcie do tego „Nisha czuje, że”. Ten zapach jest bardzo prosty w odbiorze; nuty są wyraziste i tak zgrabnie wykaligrafowane, że każdy je rozpozna i odczyta bez problemu. Tu nie ma miejsca na teoretyzowanie i kombinowanie.
Dużo pomarańczy, delikatne kyotowe kadzidło, przestrzeń. Słodycz [męskiego] Jubilation XXV, pieprzność Cristal de Roche, soczystość Seville a l’Aube. Otwarcie może nieco odrzucić lub zmigrenić [lub zastosować atak podwójny], ze względu na dość intensywne i gryzące połączenie mdlącego opoponaksu i słodkiego kardamonu. Na szczęście szybko łagodnieje, przechodząc w uroczy, „noszalny” i wygodny dymek. Dymek z pomarańczowym soczkiem i ciepłą, przytulną słodyczą gładkich lśniących żywic.
AdV jest łagodny i przyjemny. Nieprzekombinowany.
Kadzidlany, ale nie gryzący tak, że aż oczy łzawią.
Słodki, ale nie oblepiający gęstymi sokami albo morderczymi kwiatami.
Ciepły, jak tlące się żywice.
Leniwy.
Trochę jestem zaskoczona, że wcześniej nie zauważyłam podobieństwa do Jubilation XXV, skupiona na skojarzeniu z Kyoto. Tymczasem na skórze to połączenie obu powyższych kadzideł [które nawiasem mówiąc, jak przystało na nosicielkę wirusu mamoniozy, oczywiście że już mam -.-].
Nie zmienia to faktu, że jestem przeszczęśliwa. Marzyłam o własnym flakonie AdV, pięknym, fioletowo-dymnym i matowym, z apetycznie kadzidlaną zawartością… Marzenia się czasem spełniają! Czego i Wam życzę :)
Nuty:
głowy: pomarańcza, różowy pieprz, kardamon, kadzidło
serca: pieprz, róża, irys, cedr
bazy: paczula, kawa, opoponaks, benzoes [kocham benzoes!], mech dębowy
Data powstania: 2008
Twórca: Bertrand Duchaufour
Koncentracja: woda perfumowana
.
Gify z odmętów internetu, a piękne zdjęcie flakonu – z Fragrantiki.