Dsquared²: Want
Och jakie rozczarowanie ;_;
Jak zobaczyłam flakon Want, natychmiast włączyła mi się lampka „want” –
ta giga-kulka z porcelany czy też szkła wyglądała genialnie. Nie zraził
mnie ani różowy pieprz w składzie, ani prawdopodobnie mocno pawiogenne
połączenie heliotropu z wanilią…
Niestety. Robiłam do tego zapachu trzy podejścia, każde kończąc z coraz większym żalem i coraz dłuższym prysznicem.
Początek na skórze jest piękny – kwaskowo-pudrowy, czyli to co my
Zielone lubimy najbardziej. Jak ciasto rabarbarowe posypane cukrem
pudrem albo kwaśne wiśnie w likierze – ten rodzaj kwasku :3
Niestety każdy początek ma swój koniec, a wraz z rozwojem zapachu swój
koniec pragnie mieć cała reszta mnie, spryskanej Want. Robi się ulepnie,
obrzydliwie słodko. Wanilia pachnie jak plastikowe, waniliowe świeczki
do osmradzania pomieszczeń, a cała reszta składników po prostu dusi się w
męczarniach [zupełnie jak ja].
Stan ten trwa upiornie długo i nie chce już w nic ewoluować. W sumie,
skoro wszyscy bohaterowie już się udusili, to czego ja się więcej
spodziewam?
No niestety – does not want anymore.
