Jaka piękna! Słodka jak cukierek, świeża i apetyczna.
Idealna.
Perfekcyjna.
Nierealna.
Czy to w ogóle możliwe? Żadne perfumy nie mogą być aż tak różane. Tak dosłowne. Słodkie jak konfitury, a jednocześnie kwaskowe, herbaciano-chłodne. Aksamitne, miękkie, szlachetne. Lekko przyprawione, a jednak nadal do bólu, czysto i pięknie – różane. Nie mogą być prawdziwe, a jednak… przecież nimi do cholery pachnę.
Rose Absolue to jeden z tych zapachów, za którymi będę bardzo tęsknić… Choć niedobitki można jeszcze kupić w internecie, nie ma co się oszukiwać – to różane źródełko wysycha. Jego piękno powoli odchodzi w zapomnienie, płatki usychają i za kilka lat, podobnie jak o nierealnie perfekcyjnej Ririko, nikt nie będzie o nim pamiętać.
Uczcijmy go minutą ciszy.
Ja wiem, różanych perfum jest na pączki pęczki. Ale nie takich. Przysięgam, żadna esencja czy attar, różane masło, absolut, akord, naturalny czy syntetyczny, NIC TAK NIE PACHNIE. Wszystkie inne perfumy (uch, powiało pogardą ;) pachną jak „róża z czymś”: śliwką, pudrem, kawą, szafranem, do woli – ale tak czystej, upajającej róży jeszcze nie spotkałam.
Nie żebym tego nie mogła przewidzieć: Christine Nagel wielokrotnie udowadniała, że soczyste, lekko kwaskowe i wielowymiarowe róże to dla niej żadne wyzwanie (2000 et Une Rose, Madness, In Black, Encre Noire pour Elle – czy ktoś ma jeszcze wątpliwości?). Ale w tym zapachu przeszła samą różaną siebie.
I wiecie co? To smutne, że choćby nie wiem jak piękny był zapach, jeśli firma zdecyduje o wycofaniu/zaprzestaniu produkcji, nic tego nie zmieni. Doskonały układ nut, pieczołowicie tworzona kompozycja? To nic nie znaczy. Genialny nos i genialny zapach? Whatever. Najpiękniejsza róża w perfumach?! Naaah. Wywalamy, bo nam słupki opadli.
Możesz być perfekcyjna, piękna, idealna, ale i tak wkrótce wszyscy o tobie zapomną.
Jeśli polujecie na Rose Absolue, uważajcie – ta różana diva szybko się zmienia. Nie mówię nawet o kolorze płynu, bo to jeszcze nie jest powodem do niepokoju (wiele esencji i olejków naturalnych: wanilia, cynamon czy jaśmin, z czasem ciemnieje), chodzi mi o sam zapach. Przyznaję, oba moje flakony RA przez ostatnie miesiące stały w ciemnej szufladzie i czekały na swój moment, więc może to moja wina (choć przechowywałam je prawidłowo, ale jak śmiałam schować je do szuflady?! ;). Bo kiedy niedawno wyciągnęłam obie flachy i nałożyłam na skórę, początek doprowadził mnie do ataku serca.
Mówiąc krótko: śmierdział. A w zasadzie nadal śmierdzi, więc pierwsze 10 sekund z RA spędzam na wdechu. Na szczęście plastikowo-podgniłe otwarcie szybko ucieka i pozostaje samo rrróżane piękno, którym od kilku dni ponownie nie mogę przestać się zachwycać. Już wiem, dlaczego schowałam oba flakony tak głęboko; tak, z czarnego dna uzależnienia od Rose Absolue patrzę na to i już rozumiem – ale nie żałuję ;]
.
Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejszą różą. Choćby nie wiem, jak zwichrowaną.
.
—
Tak, wiem, mało nishowa ta recenzja, ale naprawdę bardzo chciałam napisać coś o tym zapachu, a ponieważ od wczoraj nastrój mam morderczy, wyszło jak wyszło… Wkurza mnie ten kosmetyczno-perfumowy przemysł. Wkurza mnie, że znowu znika coś (niepokojąco) pięknego, co zostanie zastąpione przewidywalnie nudną ładnością. Każdemu się w końcu ulewa.
P.S. Gdyby ktoś się zastanawiał – słowo róża w tym wpisie odmieniłam przez przypadki i części mowy dokładnie trzynaście razy, więc nie musicie mi już tego wypominać ;]
Nuty:
głowy: cytrusy i przyprawy
serca: absolut róży tureckiej, bułgarskiej i marokańskiej
bazy: paczula, bób tonka
Data powstania: 2006
Twórca: Christine Nagel
Koncentracja: woda perfumowana (żałuję, że w moje lepkie rączki nie wpadł nigdy ekstrakt perfum…)
Wszystkie gify i zdjęcie pochodzą z ekranizacji mangi Kyoko Okazaki pt. „Helter Skelter”. Postać Ririko idealnie pasowała mi do tej absolutnej róży [ha, czternaście!].
Jeśli nie znacie, gorąco polecam: http://mangafox.me/manga/helter_skelter/
Tags: jej wysokość róża
czy w Twoje lepkie rączki wpadła edt? jakby co to służę odlewem
Tylko edepki, wdzięczna będę do śmierci *-*
ile lać?
Co łaska :3
Dziady ! Tego i Nature Millenaire nigdy im nie daruję.
Neblina też była boska. No właśnie, była… ;_;
Matkobosko! Dopiero teraz dokopałam się do filmu, a mangę czytałam ze 100 lat temu.
Film jeszcze bardziej porąbany niż książka. Czyli love <3